"Wspin" w Łysinie

Łysinę odkryłam planując wycieczkę na Gibasówkę. Miała być jedynie jednym z punktów na naszym szlaku, ale zauroczyła nas tak bardzo, że postanowiliśmy tam wrócić, zabierając ze sobą paczkę przyjaciół i zorganizować prawdziwy wypad wspinaczkowy, niczym z teledysku piosenki "Wspin" Jareckiego. Co takiego wyjątkowego jest w tej najmniejszej na żywiecczyźnie wiosce?


Już spacerując jedną z wąskich i krętych uliczek, stwierdziliśmy zgodnie, że w takim miejscu moglibyśmy zamieszkać. Wioska w całości leży na zboczu Ścieszków Gronia i praktycznie z każdego jej zakątka rozciągają się bajeczne panoramy. Mieszka tu jedynie 128 osób, za to kapliczek znajdziemy tu aż 12. Jest to pamiątka po dawnych mieszkańcach tych terenów, którzy zajmowali się między innymi kamieniarstwem. W centrum wsi znajduje się Izba Regionalna, w której można podziwiać używane przez nich niegdyś przedmioty życia codziennego (po wcześniejszym umówieniu się telefonicznie, kontakt tutaj).

Chrystus Nazareński z 1848 r. - jedna z kapliczek Łysiny.

Nas przyciągnęła największa atrakcja tego miejsca - "Zamczysko" czyli skalny wąwóz z pionowymi, nawet kilkunastometrowymi skałami i poukrywanymi w nich jaskiniami.
Nazwa tego miejsca wiąże się oczywiście z legendą o istniejącym rzekomo w tym miejscu zamku, który miał zapaść się pod ziemię i pozostawić po sobie jedynie lochy pod skałami, które podobno ciągną się aż pod Babią Górę. Jak to z legendami bywa, w każdej jest ziarnko prawdy - miejsce to rzeczywiście obfituje w podziemne korytarze, w tym jeden bardzo wyjątkowy. Jaskinia Lodowa, bo o niej mowa, jest jedyną w Polsce, poza Tatrami i jednocześnie najniżej położoną jaskinią, w której cały rok utrzymuje się lód. Atrakcja ta, ze względu na trudności techniczne i wymagany sprzęt ( dość głęboka studnia tuż za wejściem)  jest jednak niedostępna dla przeciętnego śmiertelnika, a i wytrawny grotołaz może (pomimo temperatury) nieźle się tam napocić.


Do Zamczyska możemy dotrzeć od strony Kocierza Rychwałdzkiego malowniczym zielonym szlakiem, rozpoczynającym się pod kościołem (45 min spaceru według mapy), lub z samej Łysiny. Tam jednak nie dojeżdża żaden autobus, a najbliższy przystanek znajduje się w oddalonym o 2 km Okrajniku. My wybraliśmy opcję najwygodniejszą dla obładowanych sprzętem rodziców z dzieckiem, czyli dojazd samochodem. Auto można zostawić na przestronnym parkingu, strzeżonym przez św. Floriana, obok budynku OSP, lub w wersji dla leniwych podjechać prawie pod same skały. Wąską ulicą Szczytową jedziemy aż do końca asfaltu - jest tam dość sporo miejsca do parkowania i drogowskaz, wskazujący ścieżkę do Zamczyska.
Dróżka prowadzi przez słoneczna polankę, na której jest wydzielone miejsce na ognisko, a następnie opada dość stromo w dół, by po chwili kluczyć pomiędzy skałami.

Grill na polance.

Wąwóz ma około 100 m długości i spacer po nim zajmuje do pół godziny. Ścieżki prowadzące przez ten skalny labirynt są raczej zbyt trudne dla dziecka, które sztukę chodzenia opanowało stosunkowo niedawno, dlatego należy nastawić się na noszenie maleństwa. Karolinka większość czasu przy skałach musiała spędzić na rękach, albo bujając się w hamaku. Warto jednak było ją chwilę podźwigać, żeby zobaczyć ten zachwyt w jej oczach, kiedy zobaczyła wspinającego się wujka. Oczywiście, odziedziczona po rodzicach ciekawość kazała jej również spróbować swoich sił.


Ja tym razem musiałam obejść się smakiem, jeżeli chodzi o wspinaczkę. Jak śpiewa Jarecki: "możesz się wspinać nawet jak jesteś gruby", ale wolałam nie ryzykować "klinowania się" ciążowym brzuszkiem w kominku. Dla zainteresowanych - tu można znaleźć topo.


To malownicze miejsce zachwyci jednak nie tylko amatorów wspinaczki czy speleologii. Dzięki specyficznemu ukształtowaniu terenu, w wąwozie utrzymuje się spora wilgotność, co sprawia, że roślinność rośnie tu bujnie niczym w tropikalnej dżungli. Aż dziw, że to miejsce nie jest jeszcze rezerwatem.

Tu akurat przedstawiciel fauny - Górówka meduza.

Na polance spędziliśmy uroczy wieczór pod cudownie rozgwieżdżonym niebem, a później grzecznie poszliśmy spać do swoich namiotów. Tak wiem, sama czasem klnę pod nosem na takich dzikich biwakowiczów. Jestem jednak gorącą zwolenniczką takiego prawa jakie panuje w krajach skandynawskich. Wystarczy przecież szacunek dla innych osób odwiedzających miejsce, gdzie się rozbijamy i dla Matki Natury.

Popołudniowa drzemka Karolinki.

Jeśli jednak ktoś chciałby spędzić noc w bardziej cywilizowanych warunkach, ale nadal w górach, polecam mniej więcej 2 godzinny spacer zielonym szlakiem na Gibasówkę. Znajdziecie tam chatkę, w której można przekimać się za symboliczne 15 zł. Po drodze warto zobaczyć Osuwisko w Czarnych Działach - kolejne piękne skałki, gdzie znaleźć można aż 8 jaskiń i schronów. Niektóre tak małe, że można do nich pozaglądać bez obaw, że wpadnie się gdzieś głębiej. My podczas wcześniejszej wycieczki zaliczyliśmy część Dziury pod Bukiem.



Łysina jest ciągle jeszcze mało znanym miejscem. Mimo, że praktycznie co weekend można spotkać tam kogoś z grillem, a dziki parking przy skałach jest zazwyczaj zastawiony, nadal panuje tam sielankowa i cicha atmosfera. Warto się tam wybrać dla tej pięknej przyrody, nie tak "zadeptanej", jak na bardziej popularnych szlakach.



Komentarze

Popularne posty