Postanowienie noworoczne dla mam (i nie tylko) oraz jak wytrwać ;)

Od Nowego Roku minęły już przeszło dwa tygodnie i nadchodzi czas, kiedy powoli zaczynają się klarować nasze noworoczne postanowienia. Niektórzy już się pewnie poddali, inni powoli zaczynają wątpić w to, że uda im się wytrwać, jeszcze inni dopiero zaczynają się na prawdę rozkręcać. Muszę się pochwalić, że należę do tej ostatniej grupy. Jestem tym bardziej dumna z siebie, że pomimo tego, że mój czas wolny ostatnio dramatycznie się skurczył udaje mi się znaleźć chwilkę niemal codziennie na dążenie do mojego celu na 2019 rok. 
Jak to robię? Skąd biorę motywację?  I co takiego, więc może postanowić mama dwójki małych dzieci, by choć ocierało się o bycie wykonalnym?


Przede wszystkim musi być to coś, co będzie na tyle dla niej istotne, że nie podda się łatwo, pomimo zmęczenia i życia na ciągłym "debecie czasowym". Cel, który sobie postawiłam brzmi więc bardzo wzniośle i jest dla mnie na chwilę obecną chyba najważniejszym celem w moim życiu w ogóle, za to sposób w jaki zamierzam do niego dojść, czyni moje postanowienie chyba najbardziej oklepanym na całej kuli ziemskiej.
Postanowiłam ćwiczyć przynajmniej kilka razy w tygodniu. 
Co w tym wzniosłego i ważnego? Już spieszę z tłumaczeniem.
Są takie rzeczy, które możemy w sobie zmieniać, ale również i takie, których nawet przy ogromnej pracy nad sobą do końca nie zmienimy nigdy. Taką rzeczą jest osobowość.
Moja jest nieco neurotyczna... No dobra... Mocno neurotyczna.
Neurotyk to ktoś łączący w sobie dwie zupełnie sprzeczne natury - zamkniętego w sobie melancholika i wybuchowego choleryka. Efekt tej niezdrowej mieszanki jest taki, że jak na choleryka przystało wybucha się bardzo często i przy każdej możliwej okazji, ale głównie po cichu, wewnątrz swojej introwertycznej skorupki melancholika. Niszczymy więc jedynie siebie, oczywiście tak długo jak długo jest w stanie wytrzymać ta skorupka, w której się chowamy.
Zapachniało dramatem? Być może, ale zdrowy rozsądek przemawia czasem i przez neurotyczkę, więc po którymś z moich nastoletnich okresów "pękającej skorupki" zaczęłam szukać rozwiązania problemu. A jest nim właśnie aktywność fizyczna. I pewnie zabrzmi to banalnie, ale ona na prawdę działa cuda!
Być może masz zupełnie normalny charakter i mój wywód o tym, jak to jest być neurotykiem zanudził cię, albo zniechęcił do czytania czegokolwiek pisanego przez kogoś tak popierniczonego. Jeśli mimo to udało Ci się dobrnąć aż tu, poświęć mi jeszcze chwilkę.
Każdy z nas boryka się z jakimiś problemami i chyba nie ma ludzi, którzy szczerze mogliby powiedzieć, że w ich życiu nie ma kompletnie żadnych, choćby drobnych zmartwień. Części z nich nie da się wyeliminować w ogóle, a na rozwiązanie pozostałych w większości potrzeba bardzo dużo czasu. Tu właśnie rodzi się stres, który w nadmiarze potrafi unieszczęśliwić nawet najbardziej pogodną i optymistycznie nastawioną do życia osobę. Ale, ale... Skoro ja - chodzący kłębek nerwów, z zerową na niego odpornością jestem w stanie sobie z nim radzić, to znaczy, że na prawdę dla każdego jest nadzieja! :D
Powiesz mi: "jak mam znaleźć na to czas przy dzieciach?!" No, nie oszukujmy się nie ma lekko.
Podstawą jest oczywiście motywacja. Wiadomo sport = lepszy wygląd, więcej energii, być może nawet spalenie pociążowej oponki? Ale są to korzyści, które pojawiają się po dość długim czasie i zazwyczaj brak natychmiastowych efektów zniechęca nas do kontynuowania ćwiczeń. Ja motywuję się więc z zupełnie innej strony i po to był ten cały wstęp o moim ciężkawym charakterze.
Nie ma co owijać w bawełnę - bywam okropną mamą i żoną. Moje paskudna osobowość najmocniej daje się we znaki kiedy brakuje mi czasu wyłącznie dla siebie, by poradzić sobie z tymi większymi i mniejszymi zmartwieniami, które uzbierały się w ciągu dnia. Podobno każdy Nowy Rok to taka szansa, żeby zacząć od nowa, coś zmienić, coś poprawić... Powiedziałam więc sobie "stop". Znam siebie jednak na tyle dobrze, że wiem, że to "stop" pozostanie jedynie pustym słowem, jeśli nie będę się w stanie "zresetować" przynajmniej od czasu do czasu. Odkąd więc odespałam sylwestra pracuje mocno - nie na piękną sylwetkę, jędrniejszą skórę i zastrzyk energii. Pracuję na to, by każdego dnia być lepszą mamą i żoną.
Jeszcze rok temu, kiedy czytałam porady dla mam w stylu "wygospodaruj czas tylko dla siebie" prychałam z pogardą. Przecież ja silna mama dam sobie radę choćby dziecko wisiało na mnie 24 godziny. Przecież kocham córeczkę i czas z nią jest dużo lepszy, niż jakiś tam czas "dla siebie". Niedługo potem bardzo się na tym przejechałam. Dzisiaj z pełną śmiałością mówię każdej mamie, która myśli w ten sposób : "Nie dasz rady!" Choćbyś nie wiem jak silną była kobietą, nie dasz rady. Nie rób z siebie męczennicy w imię bycia super-matką, bo skończy się tak, że staniesz się taką matką, jaką nie byłaś nawet w swoich najgorszych koszmarach. Jeśli jeszcze nie znalazłaś dla siebie czasu, niech to będzie twoje noworoczne postanowienie.
A dlaczego warto ten czas spędzić aktywnie? Oczywiście czas dla siebie może być spędzony na czytaniu książki, oglądaniu ulubionego serialu czy robótkach ręcznych. Mi osobiście jednak, żadne z powyższych zajęć nie pomaga tak, jak odrobina ruchu. Dzieje się tak z prostego powodu - ćwiczenia fizyczne pomagają wykorzystać całą negatywną energię i przerobić ją na coś pożytecznego. Mówiąc wprost, to czas kiedy możemy się "wyżyć".  Jest to również moment, w którym wiem, że robię coś dla siebie. Coś, co pozwoli mi się lepiej czuć, lepiej wyglądać i bardziej podobać się sobie.
Niektórym pewnie jakiekolwiek ćwiczenia jawią się, niczym średniowieczne tortury ( Jeśli trauma po szkolnym wuefie każe ci nienawidzić biegania, brzuszków, przysiadów i innych klasycznych form ćwiczeń, wybierz coś innego. Mamy obecnie tak szeroki wybór różnych, czasem przedziwnych sportów, że na prawdę każdy jest w stanie znaleźć coś dla siebie. Może lubisz tańczyć? Spacerować? Albo zawsze chciałaś spróbować wspinaczki? Uprzedzam pytanie - tak da się z dzieckiem. Osobiście niejednokrotnie widziałam na ściance mamy z wózkami, a starszy maluch to i nieźle wyszaleje się na tych wszystkich materacach ;)) - ja też kiedyś do nich należałam. Dziś jest to dla mnie czysta przyjemność i żeby dla Ciebie również tak było, wystarczy zacząć i wytrwać.
To drugie możemy sobie ułatwić dzięki kilku sprytnym zabiegom.

  • Po pierwsze, jak już mówiłam sukces zależy od odpowiedniej motywacji. Sport przynosi tak wiele korzyści, że wystarczy wybrać tą, która jest dla Ciebie najważniejsza i uparcie do niej dążyć, skupiając się jednak najmocniej na tym, co można osiągnąć od razu - czyli zastrzykowi endorfin, które sprawią że będziemy szczęśliwymi i spokojnjejszymi mamami.
  • Po drugie, choć może się to wydawać mało ważne, swój cel należy gdzieś zapisać. Jak to mówią, "czego nie ma na papierze, to nie istnieje".  Oczywiście nie musimy, zapisywać tego dosłownie "na papierze". Mi o ćwiczeniach przypomina najzwyklejszy kalendarz w telefonie, który niczym "dzwon sumienia" codziennie uparcie domaga się, żebym zwlekła się z kanapy, albo raczej rzuciła zmywanie naczyń ;)
  • Warto również stawiać sobie malutkie cele na każdy trening, na przykład 10 przysiadów więcej niż poprzedniego razu. Internet oferuje również wiele "wyzwań", których możemy się podjąć - treningi są zazwyczaj rozpisane na 30 dni, w ciągu których wykonujemy na przykład coraz więcej powtórzeń danego ćwiczenia. Nie rzucajmy się może od razu na Aerobiczną 6 Weidera (osobiście nie znam nikogo, komu udałoby się skończyć ten program), ale na przykład popularne swego czasu na Facebooku "Wyzwanie Plank" powinno już być całkiem wykonalne.  Dzięki takiej strategii małych kroczków, będziemy osiągać swoje pierwsze sukcesy i ani się obejrzymy, aktywność fizyczna stanie się powoli naszym nałogiem.
  • Jeśli jesteś mamą, potrzebna jest jeszcze jedna rzecz - wsparcie męża (tudzież kogoś, kto na chwilę przejmie Twoje domowe obowiązki, gdy będziesz zajęta ćwiczeniami). Ja ćwiczę zazwyczaj wieczorem, kiedy dziewczynki już śpią, jednak zdarzają się kryzysowe dni. Dochodzi godzina 21.00, wiem, że jeszcze pół godziny i zacznę przeistaczać się w zombie, które niczym zaprogramowane, dąży tylko do jednego celu - nie, nie pożerania mózgów - snu, który przywróciłby mnie do świata żywych. Karolina otwiera oczy w swoim łóżeczku. Jest moim zupełnym przeciwieństwem - wulkan energii, domagający się trzeciej kolacji, tylko po to, żeby nie iść spać. Wtedy do akcji wkracza nieco podłamany powyższą sytuacją, ale zawsze waleczny tata, który skutecznie pacyfikuje tą naszą małą dywersantkę, dzięki czemu ja mogę celebrować moją "chwilę dla siebie". Poza tym, miło, kiedy w twoim postanowieniu dopinguje Cię ktoś bliski i trochę "patrzy Ci na ręce" - powiedziałaś, że chcesz ćwiczyć, więc głupio przed nim będzie Ci się tak po prostu poddać. A to dodatkowa motywacja, której jak wiadomo nigdy za wiele ;)
  • Poddałaś się, albo jeszcze nie zaczęłaś? Nic straconego. Pierwszym dniem twojego nowego roku, w którym będziesz fit i bardziej zadowolona z życia, może być jakikolwiek dzień roku kalendarzowego!
Mam nadzieję, że udało mi się podesłać Ci choć odrobinę motywacji. Ja już wzięłam się do roboty, teraz Twoja kolej. Na prawdę warto! :)

Komentarze

Popularne posty