Wypad w Bieszczady dla kompletnych wariatów - część trzecia.

Otulone zielenią Tworylne i powrót do cywilizacji.

Poranek po nocy spędzonej na kamieniach okazał się wyjątkowo lekki. Chyba faktycznie uwiodły nas jakieś podstępne Bieszczadzkie duszki, bo nie dość, że nie czuliśmy zmęczenia, to, zamiast po przygodach dnia poprzedniego, grzecznie wrócić do bezpiecznego auta, postanowiliśmy zobaczyć Tworylne. Jakby tego było mało, nasze zapasy wody dramatycznie się skurczyły, a i jedzenia pozostało już nie za wiele. Zupełnie tym niezrażeni, o wodę poprosiliśmy jedyną mieszkająca wtedy w Krywem kobietę, nieodżałowaną panią Tosię, a jedzenie postanowiliśmy sobie znaleźć.


Zarośla pomiędzy Krywem a Tworylnem to zupełnie inny świat, w którym rządzi natura. Ciężko tu spotkać innego człowieka, za to przedstawicieli fauny nie brakuje. Myślę, że gdyby tylko zachować ciszę, można by zobaczyć na prawdę imponującą zwierzynę. My jednak woleliśmy trochę pohałasować na wypadek gdyby jakiś miś, żubr czy żmija, miały ochotę na nawiązanie zbyt bliskiej znajomości. Zupełnie wystarczyło nam oglądanie wielkich śladów tych drugich.



Tworylne to jeszcze jedna miejscowość na naszym szlaku, której historia zakończyła się wraz z akcją "Wisła". Tak na prawdę nie znajdziemy tu nic spektakularnego, a turysta szukający rozrywki, uzna czas poświęcony na wędrówkę do tej pochłoniętej przez przyrodę wsi, za stracony. Jest jednak w tym miejscu coś tragicznego, co uderza prosto w serce, nawet bardziej niż w sąsiednim Krywem. 
Może właśnie dlatego, że po tej pachnącej niegdyś chlebem i wypełnionej głosami bawiących się dzieci sadybie nie zostało już prawie nic?
Tragedia Tworylnego zaczęła się po 17 września 1939 roku, kiedy to okupanci wyznaczyli sobie właśnie tę sielską dolinkę na miejsce przebiegu granicy. Do dziś przypomina o tym niemiecka strażnica, a właściwie jedynie jej podmurówka, którą wprawne oko odnajdzie wśród otaczającego ją morza zieleni.

Ruiny niemieckiej strażnicy.
Rok 1945 nie przyniósł mieszkańcom spokoju. Prawdziwe piekło miało się dopiero zacząć. Bojkowie znaleźli się w środku nie swojej wojny. Sami pewnie nie czuli się związani z żadną "opcją" i pragnęli jedynie zakończenia walk. Jednak banderowcy mordowali tu nawet dzieci, z powodu "trzymania z Polakami", a Polacy, traktowali ich jak znienawidzonych w tamtym czasie Ukraińców. W 1947 r. Ludowe Wojsko Polskie zakończyło historię Tworylnego, wygnawszy wszystkich jego mieszkańców w ciągu zaledwie paru godzin a bojkowskie chyże zapłonęły na oczach ich właścicieli.
Od tego momentu czas w Tworylnem się zatrzymał. Pozostała głucha cisza, kilka nagrobków i ukryte w zieleni ruiny tego, czego nie pochłonął pożar. 


Niegdyś zapewne gwarna i zadbana droga łącząca Krywe i Trworylne, dziś zachęca tylko najbardziej szalonych trampów do wędrówki. Wszędzie dookoła las, gęste zarośla i niemal namacalna bliskość różnego rodzaju przedstawicieli fauny. Również tych niekoniecznie przyjaźnie nastawionych do intruza, jakim jest tu każdy turysta. 
W końcu, po pokonaniu dwóch potoczków, natrafiamy na pierwszy ślad tego, że kiedyś nad tą bujną przyrodą panował człowiek. Cmentarz, jedyne miejsce w tej opustoszałej dolince, gdzie gospodarze mogli pozostać na swojej rodzinnej ziemi. 
Dalej, mijamy wspomnianą już wyżej strażnicę, by po chwili wkroczyć na mocno zarośniętą, ale do dziś uroczą aleję, która w czasach świetności Tworylnego prowadziła do dworu. Tuż za nią z pomiędzy wysokich zarośli sterczą filary dawnej stodoły - jedna z niewielu pozostałości po dworskich majątkach. W zimnej połowie roku, kiedy natura uchyla trochę rąbka tajemnicy i nie kryje zabudowań tak pilnie, odnaleźć tu można również całkiem dobrze zachowaną piwniczkę. Niestety, my zwiedzając to miejsce w lecie, musieliśmy obejść się smakiem. 


Gdzie okiem sięgnąć rosną zdziczałe już trochę jabłonie, które mimo, że zabrakło rąk, które by o nie dbały, nadal rodzą smaczne owoce. Dziś korzystają z nich niedźwiedzie i tacy szaleńcy jak my, którzy zabrali zbyt mało prowiantu.
Po jabłkowych żniwach, przyszedł czas, by odnaleźć najważniejszy zabytek Tworylnego - samotną dzwonnicę parawanową, zwołującą kiedyś mieszkańców na nabożeństwa. Dziś nie ma już ani kogo, ani dokąd wzywać. Drewniana cerkiew podzieliła los wiejskich zabudowań i spłonęła dzięki pomocy wojska.  
Odnalezienie cerkwiska w gęstych zaroślach może okazać się sporym wyzwaniem. By tam dotrzeć należy z alei dworskiej skręcić w prawo. Na szczęście rośnie tam kilka wysokich i dobrze widocznych świerków, które w tej dolince nie występują nigdzie indziej. 




W 1991 wymarła przez 44 lata miejscowość na chwilę znowu wypełniła się ludzkimi głosami. Odbył się tu zlot członków ruchu Rainbow Family, barwnej organizacji, która dąży do wprowadzenia na świecie pokoju i wolnej miłości. Planowali oni nawet kupić tę piękną dolinę i stworzyć tu wioskę ekologiczną, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło, ze względu na niechęć lokalnych władz. I nie oceniając ani samej Rodziny Tęczy, ani inicjatywy ożywienia Tworylnego, chyba dobrze się stało. Przytaczając słowa słynnego bieszczadnika, Henryka Victoriniego " Takie miejsca powinniśmy zostawić w spokoju, mimo że świat pochłoniety jest żądzą posiadania. W dzikości leży bowiem wzorzec ludzkiego życia." 


Oto i całe Tworylne - parę kamieni wystających z gąszczu pokrzyw, do których trzeba przedzierać się w delikatnie mówiąc niesprzyjających warunkach. Czy warto? Ja uważam że zdecydowanie tak. Jeśli jednak chcesz zapytać dlaczego, nie umiem odpowiedzieć. Ta wypełniona milczeniem dolinka pod Otrytem najlepiej mówi sama za siebie. I choć była świadkiem tak wielkiej tragedii, nie ma tu nic z ciężkiego i przygnebiającego klimatu cmentarzysk. Jest za to najprawdziwsza magia, która uzależnia i jeśli chociaż raz postawisz tu stopę, już zawsze będzie Cię wołać, żebyś wrócił. 

Już wkrótce...

Dzień czwarty - Co tu robić w Zatwarnicy? Czyli Chata Bojkowska, Wodospad Szepit i Dwernik-Kamień.

Komentarze

Popularne posty